Miasto 44
Gatunek: dramat wojenny
Film drogi. I nie chodzi tu o budżet, ale o fakt, że razem z trójką głównych bohaterów podróżujemy przez Powstanie Warszawskie. Troje młodych ludzi. Stefan - utrzymujący rodzinę po tym, jak ojciec zginął w 1939. Kama - kelnerka, przedstawicielka warszawskiego proletariatu i Alicja - delikatna panienka z dobrego domu. Stefan chce się trzymać z daleka od konspiracji, ale konspiracja nie chce się trzymać z daleka od niego. Zwłaszcza, że wciąga go do niej atrakcyjna Kama. Romantyzm tajnych organizacji kończy się z chwilą wybuchu Powstania. Znakomicie pokazane okrucieństwo wojny (deszcz ludzkich szczątków), bezsens nagłej śmierci (gdy na schodach ginie brat dowódcy oddziału), przygnębiające totalne zniszczenie miasta (gdy Alicja biegnie przez morze ruin z ranym dzieckiem), zezwierzęcenie w postaci demonicznych dirlewangerowców, odwetowe okrucieństwo w postaci Polaka szlachtującego rannego Niemca nożem), odbierająca zmysły kruchość życia najbliższych (gdy Stefan obserwuje jak ginie jego matka i brat). Dzięki losom bohaterów wędrujemy przez wszelkie krajobrazy Powstania - kanały, piwnice pełne ludzi, szpitale polowe, masowe mordy cywilów, berlingowcy, a wszystko to bardzo naturalistyczne. Nawet jeśli nie do końca są zachowane realia historyczne np. nie było wysadzenia mostów tuż przed sowieckimi czołgami, a zdobyczny transporter ciężkich min, znany jako "czołg-pułapka", nie wybuchł w miejscu pokazanym w filmie, to i tak wrażenie jest przytłaczające. Wiele mocnych scen ściskających gardło. Walory fabularne? To słabość tego filmu. W zasadzie to mógłby być dokument. Czasami ma się wrażenie, że bohaterowie przeszkadzają w oglądaniu filmu, bo tło jest ciekawsze niż pierwszy plan. Modernistyczne wstawki (pocałunek wśród kul, seks z upadającym kwiatkiem w tle, bieg przez cmentarz, zaciskające się kanały) początkowo rażą i nie bardzo wiadomo, co zrobić z tym pomieszaniem konwencji, ale kto widzał "Salę samobójców", szybko się do ich przyzwyczaja i w najgorszym razie można je ignorować, jak reklamy w telewizorze. Reasumując, nie jest to dzieło wybitne, ale zobaczyć trzeba (trochę paradoksalne, ale prawdziwe). Solidne 7/10.