The Traveler
Gatunek: horror
Córka detektywa z lokalnego komisariatu w małym miasteczku zostaje zamordowana. Mija rok. Jest wieczór wigilijny, obsada komisariatu składa się tylko z sześciu osób. Wchodzi do środka tajemniczy wędrowiec (Val Kilmer) i zgłasza, że popełnił morderstwo. Biorą go na przesłuchanie, ale nic im nie mówi. Nie chce podać swojej tożsamości, nie ma odcisków palców, a na polaroidowych zdjęciach zatrzymanego widać tylko ubranie. To już są pierwsze symptomy tego, że film może być koszmarnie bzdurny. I nie rozczarujemy się. Policjanci zaczynają kolejno ginąć okrutną śmiercią. Pozostali dochodzą do przekonania, że tajemniczy gość przypomina włóczęgę, którego złapali rok temu, zaraz po zaginięciu córki policjanta i którego brutalnie torturowali, aby wydobyć od niego przyznanie się do winy. Został tak pobity, że zapadł w śpiączkę, w której nadal przebywa. Zadzwonili do szpitala, w którym leżał. Okazało się, że włóczęga zmarł dzisiaj wieczorem - dokładnie w chwili, gdy na komisariacie pojawił się tajemniczy wędrowiec. Jako wcielenie niematerialnego demona zemsty jest nie do zabicia, a tymczasem bohaterów filmu ubywa. Ich jelita, oczy, zęby i inne ochłapy latają po ścianach do tego stopnia, że staje się to śmieszne, a nie straszne. W końcu pozostaje przy życiu tylko detektyw, któremu duch zamordowanej córki pomaga pokonać demona. Absolutnie żałosny film. Co w nim robi Val Kilmer? Chyba dołączył do obsady tylko po to, aby sobie pogwizdać "Lacrimosę" z "Requiem" Mozarta. To naprawdę straszny film. Dosłownie.