Łazarz i jego odruchy
Jak
wszyscy doskonale wiedzą, Łazarz to postać biblijna, a dokładnie rzecz
ujmując - nowotestamentowa. Był dobrym znajomym Jezusa. Gdy Łazarz
zmarł - Jezus wskrzesił go po czterech dniach od śmierci, choć siostry
Łazarza nie bardzo wierzyły w taką możliwość, bo jak twierdziły "jego już trochę
czuć". Jak było naprawdę - czy rzeczywiście było to wskrzeszenie czy
też po prostu letarg lub zatrucie wprowadzające chorego w stan
spowolnionego metabolizmu - tego już się nie dowiemy. Łazarz po wsze
czasy został tym jednym, który wrócił z krainy bez powrotu. Został Gagarinem śmierci. Prekursorem "zombie". Po wskrzeszeniu żył ponoć jeszcze 40 lat, z tym że na Cyprze, bo sława
"zmartwychwstałego" nie dawała mu żyć w rodzinnej Betanii. I przez
resztę życia się nie uśmiechał.
W medycynie funkcjonują dwa
ciekawe terminy, mające Łazarza w swojej nazwie. Są to odruch Łazarza i
jeszcze ciekawszy - zespół Łazarza.
Odruch Łazarza
Odruch
Łazarza jest to zjawisko występujące czasami u pacjentów, u których
stwierdzono śmierć mózgową. Polega ono na tym, że pacjent unosi nagle
ręce i krzyżuje je na piersiach (swoich oczywiście) na podobieństwo
egipskiej mumii. U podłoża tego przerażającego dla obserwatora zjawiska leży łuk
odruchowy, angażujący jedynie rdzeń przedłużony, bo mózg już nie
działa. Odruch ten jest często poprzedzany lekkim drżeniem rąk chorego,
a także pojawieniem się "gęsiej skórki" na nich. Czasami ręce potrafią
zatoczyć łuk poprzez klatkę piersiową, szyję i głowę a towarzyszą temu
krótkie oddechy. Odruch Łazarza często jest mylnie odbierany przez
personel szpitala jako objaw skutecznej resuscytacji i potrafi też
przysporzyć problemów w kwestii pobierania narządów od pacjentów ze
stwierdzoną śmiercią mózgu.
Zespół Łazarza
To
zjawisko jest jeszcze ciekawsze. Kilka minut po nieudanych zabiegach,
mających na celu przywrócenie pacjenta do życia, kiedy lekarz ogłasza czas
zgonu a ciało zabierane jest do kostnicy, dochodzi do samoistnego
powrotu do życia. Serce zaczyna bić i pacjent wraca do świata żywych.
Dotychczas odnotowano kilkadziesiąt takich przypadków. Nie wiadomo, co
powoduje, że martwy pacjent ożywa.
Jedna z teorii mówi, że podczas
reanimacji klatka piersiowa jest uciskana a potem, gdy
reanimacja się nie powiedzie i klatka piersiowa się rozpręża -
umożliwia to sercu rozkurczenie się i uruchomienie układu
przewodzącego, który wznawia jego pracę. Inne hipotezy twierdzą, że za
to zjawisko odpowiada wysokie stężenie potasu we krwii lub podawana podczas
reanimacji adrenalina.
To pokazuje, jak wiele jeszcze nie wiemy.